w kategorii:
WIERSZ O TEMATYCE DOWOLNEJ – KATEGORIA
OSÓB DOROSŁYCH
Z cyklu Kolejki polskie
Ogonek po szarość
Kolejka do
kasy w opiece społecznej śmierdzi
podłym
alkoholem, najtańszym tytoniem, spermą
sprzed
tygodnia i troskami dnia codziennego. Ludzie
powywracani
na życiowych zakrętach powypadali
z
właściwych torów dostawszy uprzednio zadyszki
nie
wytrzymując tempa w otaczającym zewsząd
ciągłym
wyścigu szczurów, których jedynym celem
jest mieć.
Przestali klepać kosy (komu się dziś opłaca
siać zboże
na trzech piaszczystych morgach). I zaczęli
klepać
biedę. Czasami również, gdy są trzeźwi klepią też
różaniec.
Modlą się, by w ich domach nie zabrakło
powszedniego
chleba dla siedmiorga dzieci.
Stoją
przed okratowanym okienkiem, gdzie wypłacają
im nadzieję
na lepsze jutro, które zazwyczaj nie
trwa
dłużej, jak do najbliższej niedzieli.
(1 IX 2013)
Ogonek po nadzieję
Kolejka do
poradni psychiatrycznej rozmawia
o
monotonności dnia codziennego, lidzie,
zolafrenie,
haloderidolu, pobytach w oddziałach
zamkniętych
i śmierci jedynego syna. Wszyscy
sobie
równi. Połączeni niewidocznymi więzami
piętna
choroby. Wszak tylko tu nikt ich nie
wytyka ręką
dotykając palcem czoła, nie wyzywa
od
wariatów. Towarzystwo wzajemnego wsparcia
doradza,
jak wyjść z depresji, pokonać nerwicę
i
schizofrenię, dzieli się swoimi troskami niczym
ostatnią
kromką przedwczorajszego razowca,
łudząc
się, że może kiedyś nadejdzie ten dzień
że w końcu
ich zdrowi sąsiedzi zaczną ich uważać
za ludzi
normalnych.
(3 IX 2013)
Ogonek po szczęście
Kolejka do
kas w supermarkecie raduje się Dziś dzień
promocji
(kiedyś promocja kojarzyła się z przejściem
do
następnej klasy dziś to słowo nabrało zupełnie
innego
znaczenia). Ludzie pchający ogromne kosze
wrzucają
do nich kilogramy towarów kupionych za
okazyjną
cenę. Szybko, dużo. Tanio, niczym u Piera
de
Cubertina. Nie ma czasu spojrzeć na datę
produkcji
czy okres ważności. A nóż sąsiedzi
zdążą
kupić a my nie. Więc co tam niespłacone
kredyty w
bankach i mieszkanie na hipotekę taka
promocja
nie trafia się co dzień. Więc trzeba za
warkocz
łapać Łysą Boginkę. Później objuczeni
(niczym
wielbłądy na Saharze) plastykowymi
torbami z
logo marketu (te z lnu zostały w domu
w pośpiechu
nie było czasu i wziąć), które później
przez setki
lat będą rozkładać się na wysypisku
śmieci
kierują się wolno e stronę zatłoczonego
samochodami
parkingu. Dźwigając szczęście,
którego
niemal połowa po dwóch tygodniach
trafi do
osiedlowego śmietnika.
(8 IX 2013)
Dziękujemy
Autorowi za zgodę na publikację.
Publikowane
teksty są własnością Autorów.
Wszelkie
prawa do tekstów są zastrzeżone, a rozpowszechnianie ich - w
całości lub we fragmentach - bez wiedzy i zgody Autorów jest
zabronione.