Refleksje
przed Pięćdziesiątnicą
Religijność w dzisiejszych czasach? Czy
nie jest ona aby obciachem, zarezerwowanym dla moherowych beretów,
przesuwających w powykręcanych reumatyzmem dłoniach paciorki różańca,
szepczących koronki do Miłosierdzia i nowenny do wszystkich możliwych Świętych?
Co innego duchowość, ta to może jeszcze… o ile oczywiście związana będzie z
praktykami jogi czy dalekowschodnimi medytacjami. No bo recytowanie mantr jest
rozwijające, a klepanie pacierzy nudne i świadczące o przestarzałej
mentalności, niedouczonej i skazanej w XXI wieku na wymarcie.
Powiedzmy, jednak, że chcąc dotknąć rąbka
transcendencji, zdecydujemy się na jakieś chrześcijańskie (mało tego, wręcz –
co za pomysł? – katolickie) rekolekcje w Surażu… Dlaczego w takiej mieścinie,
mało uduchowionej, z lekka przykurzonej, przykurczonej i wyliniałej? A z
drugiej strony, czemu właściwie nie?
W domu rekolekcyjnym w Surażu jest
kaplica, nawiązująca swoim wystrojem do zesłania Ducha Świętego na apostołów.
Dwunastu wybrańców Pana uwiecznił na freskach mniej lub bardziej natchniony
artysta od pędzla. Stoją w różnych pozach, naturalnej wielkości, a ponad nimi
ogień zstępuje z nieba w postaci wiązki płomieni. Czy te postacie przemawiają
do nas, mozolnie wypraszających łaski napełnienia naszych pustych kadłubków
mocą Ducha Świętego po brzegi? Co mówią?
Oto Święty Piotr. Od niego zaczyna się
orszak apostołów. Stoi nieruchomo, wpatrzony w niebo, a w oczach ma Boga. Nie
jest w tym momencie odźwiernym bram Raju, ani opiekunem rybaków ni kowali,
zegarmistrzów ni marynarzy. Możemy w nim ewentualnie dostrzec orędownika
epileptyków i ukąszonych przez węże, bo chyba stan doznań tych właśnie
nieszczęśników jest nam najbliższy w tym momencie. Ale to spojrzenie, pełne
uwielbienia, spokój malujący się na jego twarzy, udziela się weń wpatrzonym.
Niech więc będzie on dla nas orędownikiem tych, którzy zakochali się w Jezusie.
Kolejny w orszaku jest Święty Jan, Syn
Gromu. To patron pisarzy, gryzipiórków (żeby o sobie nie zapomnieć) i skrybów.
Patrząc w dal, macha ręką w geście powitania. Z tego powodu możemy go uznać za
mistrza tych, którzy już co prawda Boga zobaczyli, ale wciąż jeszcze czekają na
rychłe z nim spotkanie.
Trzeci z kolei jest Szymon Gorliwy; może z
powodu tego przydomka łapie się za serce, jakby go bolało, a jego twarz
wykrzywia grymas. Zelotes nie trzyma, jak zazwyczaj
przedstawia go ikonografia, ręki w geście błogosławieństwa, ochrania nią
zranione serce. Niech więc będzie dla nas wzorcem złamanych serc; serc
skruszonych, potrzaskanych i nadających się do wymiany.
Za nim następuje Święty Mateusz, dar
Jahwe. Skąd ten przydomek? Czy dlatego, że był poborcą ceł w Kafarnaum, a potem
się nawrócił? Uważajcie na niego, to mocny patron, natchniony ewangelista,
orędownik alkoholików i księgowych (co być może na jedno wychodzi). Ale
dlaczego hagiograf od pędzla przedstawił go, jakby pląsał przed Panem w tańcu
Świętego Wita? A może on właśnie przykuca, żeby zostać uwiecznionym w pozie
siedzącej? Co on nam komunikuje? Może radość z powodu otrzymania Ducha
Pocieszyciela?
Święty Tomasz Didymos, to apostoł
bojaźliwy i ostrożny, wzywany w przypadku bólu pleców, nie tylko przez murarzy
czy architektów. Ten jest niezwykle wymowny w swej pozie. Wskazuje ręką na
swoją pierś z miną wielce zdumioną, jakby pytał: ja, Panie?
Jako kolejny stoi przed nami Święty Jakub
Mniejszy, syn Alfeusza. Ten został przedstawiony jako postać najbardziej
zaskakująca w całym orszaku apostołów. Oburącz odpycha od siebie światło Ducha
Świętego z miną wielce zdziwioną i przerażoną. A więc niech się stanie dla nas
patronem tych, którzy jeszcze nie są gotowi na przyjęcie niebiańskich darów.
Z kolei Święty Bartłomiej pilnie oczekuje,
aby łaska Pańska nań spłynęła, poddaje się cały jej oddziaływaniu. Może w tym
momencie zapomniał o swoim starannym wykształceniu, a stał się prostaczkiem,
biedaczyną Bożym, wołem ze żłóbka, na którego trzeba wołać: „nu nu nu, wołku
mój?” Czy możemy więc ujrzeć w nim patrona tych, którzy z całą ufnością
potrafią powiedzieć: „Bądź wola Twoja!”?
Po nim następuje Juda Tadeusz, patron od
spraw beznadziejnych, czyli po prostu od każdego z nas, zagubionych owieczek z
owczarni Dobrego Pasterza. Nie ma on, jak wymaga jego wzorzec ikonograficzny,
obrazu Jezusa w dłoniach, ale ma go w oczach. Przedstawiony jest jako ten,
który klaszcze Panu w dłonie. A więc niech się stanie dla nas wzorem tych,
którzy pragną całym swoim życiem uwielbiać Boga.
Święty Andrzej, który został uwieczniony
obok Judy Tadeusza, uśmiecha się, jakby doznał rozkoszy największej z
możliwych. Czyżby dlatego, że został wybrany przez Pana jako pierwszy apostoł?
W tradycji ludowej jest on orędownikiem zakochanych, woziwodów i rycerzy (co
zapewne nie wychodzi wcale na jedno i to samo). Ale dla nas może być on
patronem tych, którzy czerpią nieustającą, codzienną radość z powodu bycia
ukochanym dzieckiem i dziedzicem Króla Najwyższego.
Następny stoi Święty Filip, orędownik
kapeluszników i cukierników (mniam). Pozbawiony swoich atrybutów, którymi mogą
być wąż i smok, chleb, ryba i kamień, zdaje się być zwykłym człowiekiem, który
wybrał się na spacer. Kroczy przed siebie i zdaje się w ogóle nie wiedzieć, że
za nim spływają nań jęzory ognia. Cóż, z radością i ulgą upatruję więc w nim
mistrza tych, którzy jeszcze nie czują, że Pan dotknął ich swoją dłonią i
skierował na swoje ścieżki.
Święty Jakub, syn Zebedeusza, nazywany
jest Większym lub Starszym. Ten patron aptekarzy posyła nas na pielgrzymkowy
szlak Buen Camino, do Santiago de Compostela. Mógłby więc być dla nas patronem
pielgrzymek, tych chodzonych i duchowych, ale dlaczego malarz-hagiograf
przedstawił go z miną wielce zdziwioną i (przepraszam, ale tak to widzę)
durnowatą, niczym mina osiołka stojącego przy żłobie? Czy może on być więc dla
nas patronem tych, co się dziwią i wciąż zadziwiają skomplikowaną prostotą
Bożego przesłania?
Wreszcie oto i ostatni w orszaku, Święty
Maciej. Rzekomo był on ocalony z rąk ludożerców przez Świętego Andrzeja. Może
dlatego przedstawiony został jako orant, z dłońmi splecionymi w modlitwie? A
jeśli tak, to niech się stanie dla nas patronem rozmodlonych, tych co w
rozmowie z Bogiem ustanawiają z Nim swoje relacje.
Dwunastu wybranych… Czy my też czujemy się
wybrani? A jeśli tak, to poszukajmy odwzorowania siebie wśród tych apostołów.
Ciekawe, którego z nich wybierzemy sobie za nasze alter ego.
Katarzyna
Citko
–
profesor Uniwersytetu w Białymstoku, filmoznawczyni. W kręgu jej zainteresowań
badawczych znajdują się: historia i teoria filmu, antropologia kultury,
estetyka. Autorka książki Filmowy świat Pedra Almodóvara. Uniwersum emocji
(2009), wielu artykułów naukowych oraz kilku tomików wierszy.
Dziękujemy Autorce za zgodę na publikację.
Publikowane teksty są własnością Autorów.
Wszelkie prawa do tekstów są zastrzeżone, a
rozpowszechnianie ich – w całości lub we fragmentach – bez wiedzy i zgody
Autorów jest zabronione.