czwartek, 16 października 2014

Katarzyna Citko

 Refleksje przed Pięćdziesiątnicą






Religijność w dzisiejszych czasach? Czy nie jest ona aby obciachem, zarezerwowanym dla moherowych beretów, przesuwających w powykręcanych reumatyzmem dłoniach paciorki różańca, szepczących koronki do Miłosierdzia i nowenny do wszystkich możliwych Świętych? Co innego duchowość, ta to może jeszcze… o ile oczywiście związana będzie z praktykami jogi czy dalekowschodnimi medytacjami. No bo recytowanie mantr jest rozwijające, a klepanie pacierzy nudne i świadczące o przestarzałej mentalności, niedouczonej i skazanej w XXI wieku na wymarcie.


Powiedzmy, jednak, że chcąc dotknąć rąbka transcendencji, zdecydujemy się na jakieś chrześcijańskie (mało tego, wręcz – co za pomysł? – katolickie) rekolekcje w Surażu… Dlaczego w takiej mieścinie, mało uduchowionej, z lekka przykurzonej, przykurczonej i wyliniałej? A z drugiej strony, czemu właściwie nie? 


W domu rekolekcyjnym w Surażu jest kaplica, nawiązująca swoim wystrojem do zesłania Ducha Świętego na apostołów. Dwunastu wybrańców Pana uwiecznił na freskach mniej lub bardziej natchniony artysta od pędzla. Stoją w różnych pozach, naturalnej wielkości, a ponad nimi ogień zstępuje z nieba w postaci wiązki płomieni. Czy te postacie przemawiają do nas, mozolnie wypraszających łaski napełnienia naszych pustych kadłubków mocą Ducha Świętego po brzegi? Co mówią?


Oto Święty Piotr. Od niego zaczyna się orszak apostołów. Stoi nieruchomo, wpatrzony w niebo, a w oczach ma Boga. Nie jest w tym momencie odźwiernym bram Raju, ani opiekunem rybaków ni kowali, zegarmistrzów ni marynarzy. Możemy w nim ewentualnie dostrzec orędownika epileptyków i ukąszonych przez węże, bo chyba stan doznań tych właśnie nieszczęśników jest nam najbliższy w tym momencie. Ale to spojrzenie, pełne uwielbienia, spokój malujący się na jego twarzy, udziela się weń wpatrzonym. Niech więc będzie on dla nas orędownikiem tych, którzy zakochali się w Jezusie.


Kolejny w orszaku jest Święty Jan, Syn Gromu. To patron pisarzy, gryzipiórków (żeby o sobie nie zapomnieć) i skrybów. Patrząc w dal, macha ręką w geście powitania. Z tego powodu możemy go uznać za mistrza tych, którzy już co prawda Boga zobaczyli, ale wciąż jeszcze czekają na rychłe z nim spotkanie.


Trzeci z kolei jest Szymon Gorliwy; może z powodu tego przydomka łapie się za serce, jakby go bolało, a jego twarz wykrzywia grymas. Zelotes nie trzyma, jak zazwyczaj przedstawia go ikonografia, ręki w geście błogosławieństwa, ochrania nią zranione serce. Niech więc będzie dla nas wzorcem złamanych serc; serc skruszonych, potrzaskanych i nadających się do wymiany. 


Za nim następuje Święty Mateusz, dar Jahwe. Skąd ten przydomek? Czy dlatego, że był poborcą ceł w Kafarnaum, a potem się nawrócił? Uważajcie na niego, to mocny patron, natchniony ewangelista, orędownik alkoholików i księgowych (co być może na jedno wychodzi). Ale dlaczego hagiograf od pędzla przedstawił go, jakby pląsał przed Panem w tańcu Świętego Wita? A może on właśnie przykuca, żeby zostać uwiecznionym w pozie siedzącej? Co on nam komunikuje? Może radość z powodu otrzymania Ducha Pocieszyciela?


Święty Tomasz Didymos, to apostoł bojaźliwy i ostrożny, wzywany w przypadku bólu pleców, nie tylko przez murarzy czy architektów. Ten jest niezwykle wymowny w swej pozie. Wskazuje ręką na swoją pierś z miną wielce zdumioną, jakby pytał: ja, Panie?


Jako kolejny stoi przed nami Święty Jakub Mniejszy, syn Alfeusza. Ten został przedstawiony jako postać najbardziej zaskakująca w całym orszaku apostołów. Oburącz odpycha od siebie światło Ducha Świętego z miną wielce zdziwioną i przerażoną. A więc niech się stanie dla nas patronem tych, którzy jeszcze nie są gotowi na przyjęcie niebiańskich darów.


Z kolei Święty Bartłomiej pilnie oczekuje, aby łaska Pańska nań spłynęła, poddaje się cały jej oddziaływaniu. Może w tym momencie zapomniał o swoim starannym wykształceniu, a stał się prostaczkiem, biedaczyną Bożym, wołem ze żłóbka, na którego trzeba wołać: „nu nu nu, wołku mój?” Czy możemy więc ujrzeć w nim patrona tych, którzy z całą ufnością potrafią powiedzieć: „Bądź wola Twoja!”?


Po nim następuje Juda Tadeusz, patron od spraw beznadziejnych, czyli po prostu od każdego z nas, zagubionych owieczek z owczarni Dobrego Pasterza. Nie ma on, jak wymaga jego wzorzec ikonograficzny, obrazu Jezusa w dłoniach, ale ma go w oczach. Przedstawiony jest jako ten, który klaszcze Panu w dłonie. A więc niech się stanie dla nas wzorem tych, którzy pragną całym swoim życiem uwielbiać Boga.


Święty Andrzej, który został uwieczniony obok Judy Tadeusza, uśmiecha się, jakby doznał rozkoszy największej z możliwych. Czyżby dlatego, że został wybrany przez Pana jako pierwszy apostoł? W tradycji ludowej jest on orędownikiem zakochanych, woziwodów i rycerzy (co zapewne nie wychodzi wcale na jedno i to samo). Ale dla nas może być on patronem tych, którzy czerpią nieustającą, codzienną radość z powodu bycia ukochanym dzieckiem i dziedzicem Króla Najwyższego.


Następny stoi Święty Filip, orędownik kapeluszników i cukierników (mniam). Pozbawiony swoich atrybutów, którymi mogą być wąż i smok, chleb, ryba i kamień, zdaje się być zwykłym człowiekiem, który wybrał się na spacer. Kroczy przed siebie i zdaje się w ogóle nie wiedzieć, że za nim spływają nań jęzory ognia. Cóż, z radością i ulgą upatruję więc w nim mistrza tych, którzy jeszcze nie czują, że Pan dotknął ich swoją dłonią i skierował na swoje ścieżki.


Święty Jakub, syn Zebedeusza, nazywany jest Większym lub Starszym. Ten patron aptekarzy posyła nas na pielgrzymkowy szlak Buen Camino, do Santiago de Compostela. Mógłby więc być dla nas patronem pielgrzymek, tych chodzonych i duchowych, ale dlaczego malarz-hagiograf przedstawił go z miną wielce zdziwioną i (przepraszam, ale tak to widzę) durnowatą, niczym mina osiołka stojącego przy żłobie? Czy może on być więc dla nas patronem tych, co się dziwią i wciąż zadziwiają skomplikowaną prostotą Bożego przesłania?


Wreszcie oto i ostatni w orszaku, Święty Maciej. Rzekomo był on ocalony z rąk ludożerców przez Świętego Andrzeja. Może dlatego przedstawiony został jako orant, z dłońmi splecionymi w modlitwie? A jeśli tak, to niech się stanie dla nas patronem rozmodlonych, tych co w rozmowie z Bogiem ustanawiają z Nim swoje relacje.


Dwunastu wybranych… Czy my też czujemy się wybrani? A jeśli tak, to poszukajmy odwzorowania siebie wśród tych apostołów. Ciekawe, którego z nich wybierzemy sobie za nasze alter ego.



Katarzyna Citko
– profesor Uniwersytetu w Białymstoku, filmoznawczyni. W kręgu jej zainteresowań badawczych znajdują się: historia i teoria filmu, antropologia kultury, estetyka. Autorka książki Filmowy świat Pedra Almodóvara. Uniwersum emocji (2009), wielu artykułów naukowych oraz kilku tomików wierszy.

Dziękujemy Autorce za zgodę na publikację.

Publikowane teksty są własnością Autorów.
Wszelkie prawa do tekstów są zastrzeżone, a rozpowszechnianie ich – w całości lub we fragmentach – bez wiedzy i zgody Autorów jest zabronione.